sobota, 18 kwietnia 2015

Wenus z Urbino- Tycjan, 1538r.

Wyciągnęłam się w wygodnej pozycji na leżance. Zgoda, przyznaję, nie tyle wygodnej co korzystnej. Chciałam, by malarz uchwycił wszystkie moje wdzięki. Tak, by mój ukochany pragnął mnie za każdym razem, gdy spojrzy na płótno. Płótno to miało zawisnąć w prywatnej sypialni samego księcia Urbino. Guidobald della Rovere. Ach, przyjemnie było być jego kochanką. Pierwszą kobietą przed wszystkimi innymi. Co prawda miał żonę, ale cóż z tego skoro byłam dla niego tysiąckroć atrakcyjniejsza. Znudzona obserwowaniem żmudnej pracy artysty, przeniosłam wzrok nieco w lewo i  zaczęłam przyglądać się ulubieńcowi Giudobalda- małemu piesku. Był na dworze zaledwie miesiąc ale nie sposób było rozpoznać w nim ten sam kłębek sierści co pierwszego dnia jego pobytu, gdy jakiś chłopiec przyniósł go księżnej w koszyczku. Księżna, najwyraźniej z obawy o słaby wizerunek na tle przeuroczego zwierzątka oddała podarunek księciu. Książę natomiast zarządził iż mam sprawować opiekę nad jego nowym pupilkiem. Zagwizdałam i po chwili przyjaźnie dyszące ciałko ułożyło się u moich stóp.
Malarz nie wydawał się zachwycony dodatkowym elementem kompozycji. W tym samym momencie do sali wszedł Guidobald. Odgarnęłam włosy z szyi głośno pobrzękując bransoletką na prawym przegubie. Dostałam ją od niego i w zasadzie była to jedyna rzecz, jaką miałam na sobie. Chciał mieć mój akt, ale ja za nic nie chciałam zostać uwieczniona jako przygodna faworytka. Dlatego też założyłam jego dowód miłości. Ilekroć godna pożałowania Eleanore spojrzy na płótno w jego prywatnych pokojach tylekroć uchyli przede mną czoła. Przecież wszyscy wiedzą, w całym Urbino, że wyszła za księcia dla jego złota. A ja go kocham. I on mnie kocha. I niedługo będę władać nim na tyle, by mimo wszystko usunąć tę kobietę z jego życia.
Na dźwięk bransoletki zaiskrzyły mu się oczy. Cudowny widok. Chciałam poderwać się i przylgnąć do niego, ale malarz był gotów syczeć na mnie i w obecności samego księcia della Rovere.
- Kochany, twój gość o złotych dłoniach i bystrym wzroku ze wspaniałego Pieve di Cadore gotów się na mnie dąsać za pupilka. A ja myślę, że chciałbyś mieć go na tym obrazie...
- Moja droga, koniecznie! Tiziano Vecelli niemal kończy obraz, więc myślę, że zaraz byłabyś wolna i będziesz mogła odpocząć ze mną w mych pokojach ale brakuje mi czegoś w tym wspaniałym dziele. Jesteś piękna niczym "Wenus narodzona z piany", ale nie ma dla ciebie nawet drobnego bukietu. Zaraz poślę po róże, bo grzechem by było nie podkreślić ich kolorem twoich rumieńców.
Jestem wręcz pewna, że podkreślać ich już nie trzeba było. Tak miły komplement- ach, pewna jestem, Eleanore nigdy milszego nie słyszała.

***

- Ach, jesteś naprawdę okropnym człowiekiem- roześmiała się pobłażliwie moja małżonka a ja przycisnąłem usta do jej skroni.
- Najdroższa, zauważ, cała ta obłuda to zaledwie twój pomysł.- odpowiedziałem.
- Szkoda mi teraz tej biednej dziewczyny. Rozkochałeś ją w sobie jak mnie przed laty, ta cała bransoletka, obraz, czułe słowa... Jej serce oszalało na długie lata... Sumienie cię nie pogryzie?
- Ależ to nie moja wina, że córki wysokich urzędników wciąż są trute przez rodziców bajeczkami. Jestem pewny, że co wieczór słyszała jak to książę na balu wybierze właśnie ją, bla bla bla.
- Czy to ważne? Dziewczyna będzie na każde twoje skinienie. Gdy już będziesz na tronie pokocha cię jeszcze goręcej i jeszcze więcej korzyści nam z tego przyniesie. Wenus z piany, Wenus z Urbino.- Eleanore zaśmiała się ponownie.- Odrobina romansu i młoda duszyczka traci zmysły, odwdzięcz się jej kochany, za nasz sukces. Przyzwalam.- śmiała się dalej.
- Czemu, wy kobiety, jesteście takie naiwne?
- My? Czy ja również?- szybkie spojrzenie wystarczyło by stwierdzić, że wzięła moje słowa za żart. Cóż.

Skądże najdroższa, skądże.

___________________________________
Tego tu jeszcze nie było. Pisania pod obraz. Przyjrzyjcie się Wenus z Urbino. Ona tak beztrosko pozuje, a za nią równie beztroska na jej obecność Eleanore pogania służącą.
Tyle, że to Eleanore jest tu naiwnie beztroska. A Wenus nosi wygraną w spojrzeniu.
Kwestia czasu, humoru i zachcianek szanownego księcia Guidobalda della Rovere'a.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz