niedziela, 23 listopada 2014

"Zmiłuj się"

Znalezione, szukam, bo nie śpię. Nie wiem czego konkretnie szukam, ale natknęłam się na to i na masę wspomnień choć nie odnoszących się do poniższego tekstu. O poniższym tekście powiedzieć mogę jedynie tyle, że historia aż nazbyt często zatacza koła.

***

Łzy, łzy, łzy.

Czy ostatnimi czasy potrafię, mam siły robić cokolwiek innego? Jasne.
Narzekam, użalam się na ten bezlitośnie niesprawiedliwy świat.
Niszczę się, kaleczę, kaleczę, kaleczę. Ja siebie... Ja siebie nienawidzę.
Gdzie ja? Dawano mnie pożarłem. Dawno się pochowałem, a moja dusza uleciała niebezpiecznie, dziś bezpowrotnie. Daleko. Czy kiedykolwiek istniała? Nie pamiętam nic. Nic. Nic. Nic.
Moje fałszywe wykrzywienie warg nie układa się w nic poza grymasem, nie mam siły. Nie mam? Nie mam. Mam jeszcze jakikolwiek cel?

Łzy, łzy, łzy!

Nie chcę. Nie chcę. Nie chcę. Nie chcę.
Ale tak bardzo chcę. Chcę, chcę, chcę, chcę chcę!
Krew, krew, krew i łzy. I.. spokój? To spokój czy zwykłe zrezygnowanie? Świat wypluł mnie poza swoje bramy. Ja w swoje bramy upycham ból. A on pluje na mnie, pluje mi w twarz świadomością zamgloną, złagodniałą, nieswoją. Cóż za rozkosz!... Patrzeć jak złość, nienawiść, bezradność i łzy wypływają zamknięte w białych zmutowanych krwinkach. One już nie chcą mnie bronić. One niszczą. Autodestrukcja. One mnie kochają. Chcę pozostać sam, więc opuszczają mnie. One wszystkie wraz z czerwoniutkimi przyjaciółkami na przodzie. Chciałbym zdążyć pożegnać osobićsie ostatnią kroplę.

Ah... Łzy, łzy, łzy! Żegnajcie! Żegnajcie, niech Wam śpieszno będzie w drogę! Powrotu nie ma. Mnie nie ma.
Ah. Jestem tchórzem. Topię się. Tam... gdzieś. Chowa się. Ja wiem, że ON jest. ON jest sprytny. Zachodzi mnie, otacza. Czuję jego przesączony adrenaliną oddech na karku. A ja czuję go już w sobie. Czuję jak wypełnia każdą pozostawioną przez krew przestrzeń. BOJĘ SIĘ. Jestem tchórzem. Strach czuwa we wmnie. Mam prawo! Przecież mam prawo! Kto zabroni mi umierać? Kto zabroni wyłączyć świadomość raz na zawsze? Mam prawo. Przecież nie każdemu udaje się być silnym. Więc mój los przesądzony. Aaaaach... Ból zawiera w sobie rozkosz. Czuję, że cokolwiek jest.

Ciemnieje mi przed oczami. Nie wiem czy to od tych nieustannych łez. A może już czas?
Czas! Czas! Czas! Czas?
Tik-tak, tik-tak, tik-tak, tik-tak.
Czy naprawdę nie ma i nie było innej drogi?
Mógłbym przyjać Twą dłoń.
Ale,
własnej dawno nie czuję.

Boże!
Zmiłuj się. Głupota boli. Moja zabija. Czy ma to sens?

Najmniejszego. Najmniejszego. Najmniejszego.
Zaprzepaściłem wszystko.
Za późno, za późno, za późno.

Odkup mnie. Zabierz!
Umieram. Nie, znikam. Ja znikam.
Nie wiem z jaką myślą odejść w niebyt.
"Jestem tchórzem, ponoszę konsekwencję zastraszenia własnymi słabościami." konkuruje z "światem zamkniętym, ranami otwartymi. Dumą i egoizmem Was, którzy pojąć mnie nie zechcieli. Mogli! Mogli! Mogli. Nie zechcieli. Nie chcą. Wyrzucili, odrzucili, sponiewierali. Cóż im uczyniłem? Ja, niewinny?".



A Bóg pochylił się i zamknął mu oczy. I szepnął:
- Syn marnotrawny XXI wieku. Bez kontynuacji.
I otarł ojcowską łzę, początek rozpaczy nad pychą tego świata.
***

Bez reedycji, bez komentarza, z wstydem wcześniejszych łzawych form.
Wybaczcie, dopiero poznaję magię odpowiednio dobranych słów.

niedziela, 9 listopada 2014

"Apatura Iris" #poezjavol4

Godzina 3 nad ranem, odpowiednia pora na wenę, a co.




Apatura Iris

Nie chcę już zaczynać
Tego co zakończę

Bo wiem że właśnie tego chcę
nie stracić Ciebie
podczas gdy nie mam nic

i nie mam Ciebie
i ryzyko jest zbyt duże

to odważne 
myśleć, że tu staniesz
obok
podczas gdy jesteś jedynie marzeniem sennym

które ziści się lada moment
jeśli przekroczysz mur
tylko by przepaść
marzę że znajdziesz w sobie tyle siły

aby wbić szpilki w moje 
pylące skrzydełka
zatrzymać przepoczwarzoną
mnie

Mogę być tylko
trofeum na Twojej ścianie

Powiedz jak to jest
że jesteś sama nie wiem kim
że z Bielinka zniżyłam się
do zwykłej zdesperowanej ćmy
palę pylące skrzydełka o tajemnicę
Twojej osoby

dla Ciebie
stanę się nawet Apatura Iris

niedziela, 26 października 2014

Dialog Rudej z Rudą (czyli nieco o próbach klasyfikacji Anji)

Zanim przejdę do rzeczy: zastanawiające jak przyjaźnie wpływa na mnie jesień. Drzewa gubią liście, a ja kwitnę.
***


- Masz jakąś zasadę? Taką jedną, którą zawsze się kierujesz?

- "Żyję, dla siebie, ku sobie." I na tym polegam ja. Proste. Aż smutne, jakie to proste, ale dla mnie super. Najlepiej nie spodziewać się ode mnie niczego.

- Och, masz rację co do ostatniego zdania. Ciągle uciekasz. Czemu?

-To jest jak instynkt samozachowawczy- wyłącza wszystko, a jedyne, co tłucze mi się w głowie to to, że muszę uciec. I uciekam. Nie ważne jak bardzo miałabym żałować, jak bardzo bym kogoś tym zraniła. Ni cholery dojrzała nie jestem w uczuciach, bo uciekam jak spłoszony jelonek gdy tylko na mojej drodze pojawia się bariera. Tak jakby ta bariera miała mnie zabić. Więc uciekam od niej, jak najdalej w las, jak najdalej do polany, której nie ogranicza nic.

- Boisz się barier?

- Barier? Nie boję się ich, to jest uciekanie przed życiem wbrew sobie.

- Mogłabyś rozwinąć?

- Troszkę jak u Platona: przywiązał ludzi na przeciw skały, która zasłaniała im Słońce.  A ja nie chcę tracić widoku słońca, jestem egoistką. Mimo wszystko i wszystkich jestem egoistką.  To nie jest też tak, że jestem egoistką, bo tak jakoś wyszło. W 80% to moja sprawka, bo chcę ułożyć sobie życie tak, żeby mieć swoje powietrze, którego nikt mi nie odbierze. I mam swoje cele, do których dążę, nie pozwalam nimi rządzić sercu, bo nie skończyłoby się to dobrze. Nie myślę o dzisiaj czy jutrze, tylko o tym, co będzie za parę lat; gdzie będę wtedy stać, co osiągnę. Jak już wstanę, to chyba dopiero wtedy pozwolę sobie obok kogoś stanąć. I zastygnę w tym miejscu, więc żadne bariery nie będą miały już sensu.

- Kiedyś mi mówiłaś, że osoby, które kochasz dają Ci tlen. Teraz nie wiem jak postrzegać twoją zaborczość w kwestii powietrza.

- Nie, tu o nie taki tlen chodzi. Bo tamten tlen dawcy potrafią równie dobrze zabrać. Życie w zgodzie ze sobą jest o wiele lepsze od życia z kimś wbrew sobie. Jeśli będzie za późno by koło kogoś stanąć, to trudno, ale w taką opcję akurat nie wierzę. Wiesz, nawet wiatr na mnie leci (ostatnio mnie przewiało :c ). Ha, kto by nie poleciał na taką Rudzię jak ja ( c: )?  Rozwijam się dla siebie, kiedyś może to komuś pomoże, ale przede wszystkim mi samej. Samorealizacja jest dla mnie ważna.

- Co ty tak ciągle o tej samorealizacji? Nie możesz stawiać swojej dupy na pierwszym miejscu.

- Do czasu osiągnięcia celów- tak. Mówiłam, decyduje rozum, nie serce.

-…

- Posłuchaj, próbuję przetrwać na swój sposób, żyję tak jak chcę, nie według wytycznych. Co mam powiedzieć Bogu, jak już się spotkamy twarzą w twarz? Całe życie walałam się u czyichś stóp i żebrałam? Każdy ma też inną hierarchię wartości, nie zapominaj o tym.

- Wracając do barier. Są dobre, a te w związku uczą samodyscypliny.

- Słucham Cię, bardzo uważnie i jedyne, co do mnie dociera to fakt, że jeśli się zgodzę na bariery to szczęśliwa nie będę. A związki chyba na tym nie polegają. Nie na męczeniu się w związku. Nie na duszeniu się, zupełnie bezcelowym, bo na świecie jest wystarczająco ludzi żeby sobie przy nich w spokoju pooddychać. Użycie słowa „samodyscypliny” mnie śmieszy. Bo to nie ja bym się ograniczała, tylko ktoś mnie. Jasne, powinny być jakieś podstawowe zasady, ale nie mogą za bardzo ingerować w życie partnera.

- A miłość?

- Mówiłam- jakiekolwiek ograniczenie i ja uciekam. Bo się duszę, a nie chcę się dusić. Eh, nie zrozumiesz tego.  Nie, nie pójdę na kompromis, bo kogoś kocham. Miłość mogę przeboleć. Brak tlenu kończy się śmiercią.

- A spontaniczność?  Mogłabyś choć raz spróbować, ile wytrzymasz.

- W jakim celu? To bezsensowne. Przez tą rozmowę zaczynam myśleć sercem nad wszystkim z czego rezygnuję. Denerwujące to lekko. Bo prowadzi do samych kłopotów. Do nieprzemyślanych wypowiedzi, czynów. Tylu rzeczy już przez to żałowałam.

-…

-To jest cholernie złośliwe: robisz to, na co masz ochotę, ale potem przychodzą konsekwencje. Potem przychodzi rzeczywistość i zaczynasz się zastanawiać po kij coś zrobiłaś. Tak to u mnie wygląda, spontaniczność nigdy mnie jeszcze nie doprowadziła do niczego dobrego.

- A ja?

- Jesteś spontaniczną decyzją, rozumiesz? I nie pytaj mnie dziś o nic w tym zakresie.

- Okej. To do następnej rozmowy. Uspokój się, już nie będziemy poruszać takich tematów, skoro tak cię drażnią.

- Ty mnie drażnisz. Zadzwonię.



“ Można żyć szczęśliwie z drugim człowiekiem nie
kochając go. I można kogoś kochać, ale go nie chcieć.
Nie trzeba kogoś kochać, żeby pragnąć z nim być. Ale
trudno jest znieść świadomość, że to czego chcemy i to
czego naprawdę chcemy, to dwie różne rzeczy. Ciężko
to zaakceptować, ale takie jest życie. Życie to... bagno. ”




Będę uciekać póki mnie nie zdominujesz i nie powiesz mi: zostań. Przecież wiesz, że bym została.

poniedziałek, 20 października 2014

"Mój bez Was" #poezjavol3

Hej.
Czuję się jak jakieś medium, bo spełniają się wszystkie rzeczy o których kiedyś tylko pisałam, które tylko istniały w granicach moich obaw czy fantazji. Dlatego nie wrzucam tu nic nowego, stare rzeczy są o wiele bardziej adekwatne i pisane na spokojnie mówią o wiele więcej niż mogłabym aktualnie chcieć przekazać.


Mój bez Was


Mój świat
nie jest Waszym światem
Moje myśli
nie są Waszymi poglądami
Mój pomysł na życie
nie jest Waszą ideologią

chciałabym móc tak powiedzieć
i nie skłamać przy tym

chciałabym tworzyć siebie 
bez Was
bez Waszego wpływu, słów i przekonań

chcę
się wyodrębnić
być inna niż Wy
wszyscy razem wzięci

Nie chcę być jedną z szarych płyt
z których składa się świat-chodnik

To moja codzienna utopia
z biegiem lat przygasająca nadzieja

Udaję że
Mój świat jest nieuporządkowany i chaotyczny
że moje myśli nie odnajdują w nim nic złego
a mój pomysł na życie jest tylko mój i niczyj więcej.

Po prostu
 jedno na świecie serce tak bije
i jedno na świecie serce tak mocno
chce wszystkie inne przeżyć.

piątek, 3 października 2014

"Ostrzegałam" #poezjavol2

Której części

|żyję dla siebie|

nie rozumiesz?


Od początku Ci to powtarzam
ostrzegałam, że ranię
Trzeba było Ci tego doświadczyć
byś okazał się głuchy

Krew Cię zalewa
A mnie egoizm

Próżno szukasz tu czegoś swego
to wszystko należy do mnie,
to wszystko jest złe
to wszystko to ja
Dla Ciebie nie ma tu nic.

Próżno zabierasz mnie
w szybko gasnące próby

Miłość nie istnieje, a Ty
kochasz po trzech dniach

Hipokryci nie lubią się nawzajem
zupełnie jak równolegle ustawione lustra.

Żyj dla tych, którzy żyją dla takich
jak Ty
dla Twego gatunku
dla ludzi,
a ja chcę tkwić tu,
w sobie

ku sobie.


______

Jakoś dziwnie aktywnie tu, zapewne to ta jesień i bałagan w głowie i zimno takie, że aż drżą dłonie przy stukaniu w klawisze, i jeszcze ta nieodparta chęć ucieczki, skrycia się daleko daleko. Czas w końcu gdzieś się zgubić i opamiętać gdzieś nad ranem. 
______

niedziela, 28 września 2014

"Apostrofa do ciszy" #poezjavol1

To miało nigdy nie ujrzeć światła dziennego, ale wrzucam, niech będzie. Wylewam z siebie coś co od dawna we mnie siedzi i ciągle jest aktualne.

"Apostrofa do ciszy"

Krzyczysz w mojej głowie
nienamacalny
ostry i niewyżyty
lubisz bluzgać
kochasz gdy płaczę
krwią
gdy się krztuszę
poniżona do 
granic granic 
i dalej, ku twej uciesze
nieuległa lecz przegrana
Krzyczę ile sił
oderżniętym językiem
rozszarpanych płuc
Krzyczymy niemo
trupy psychiczne
Rozchylone, spierzchnięte
rozpaczą wargi
spragnione i głodne
drżące
nieudana próba odzyskania 
serca
z jelit twej pieprzonej
OBOJĘTNOŚCI.



Nienawidzę ciszy.

piątek, 15 sierpnia 2014

Koniec Początku i początek początku

- Panie Creator! Proszę poczekać!- zawołałem resztką tchu za Szefem znikającym właśnie w windzie. Przyśpieszyłem bieg (dzienny przelot już wykorzystałem, moje skrzydła zwisały smutno na plecach). Szef na szczęście zwrócił na mnie uwagę i przytrzymał drzwi piętrolotu.
- Witam ponownie panie Hermes. Jakieś nowości?- zapytał z błyskiem w oku.
- I to jakie. To na co pan tak długo czekał! Góra trzy ziemskie księżyczki i koniec ludzi. Tyle, że ta ostatnia sama się w trumnie nie zapuszkuje. Depesze  jej jakąś czy kogoś posłać? Sam bym się chętnie wybrał. Ostatnio byłem niżej jak Marysia z Józkiem ta utknęli. Dwa tysiące i trzydzieści ziemskich piruetów temu!
- Nie Gabryś, zostajesz. Ona sobie da radę, a mi cię trzeba tutaj. Słuchaj wiadomość super, leć wyjmij ze skarbca teczkę z numerem 2033#Godsend8+ i roześlij polecenia, tam wszystko jest napisane co komu i jak. I podeślij mi Michała do biura.
„ Oho, Michaś jedzie na wierch. Zaczyna się!” – pomyślałem i podekscytowany wysiadłem z windy

***
- Szefie?
- Michał? Chodź, chodź. Musimy pogadać. W końcu odpowiem na te twoje pytania.
- Zaczyna się? Tato? Powiedz, że się zaczyna.- spojrzał na mnie bystro, szybko, ciekawie.
- Oj Michaś, taki duży z ciebie Archanioł a jeszcze się na rzeź nie napatrzyłeś? Ale zgadłeś, Początek jest tuż przed nami.

***

- Czyli z miliarda ziemskich cmentarzy, z septylionów trumien i kurhanów wyfruną Anioły?- zapytał wytrzeszczając błękitne oczy.
- Dokładnie tak. Ale nie ze wszystkich. Selekcja, sam rozumiesz. Kto przestrzegał prawa za życia i szkolił się na mojego żołnierza powstanie jako Anioł. Wszyscy mieli wybór: my albo Smażalnia. Frytki odrodzą się jako wilczury, demony lub czorty różnej rangi.
- A skremowani? Przecież nie mają już ciała. Czy ich dusze przed przeobrażeniem nie uleciały bezpowrotnie?
- Są trochę jak feniksy, lubią ogień, tak to ujmijmy. To nasza najlepsza broń.- orzekłem z dumą.
- Co to znaczy?
- Wyklują się tu z jaj jako potężne Gryfnioły. W odpowiednim momencie wejdą do Świętego Płomienia Ducha i pojawią się w paleniskach Jehowy. Jestem pewny, że aż upuści kociołek  grochówki, gdy Joanna d’Arc zjawi się w jego komnacie z Promieniem, który specjalnie dla jej delikatnej rączki wyciosałem z rdzenia słonecznego.- zaśmiałem się wyobrażając sobie całą sytuację.
- Jaką liczbą Gryfniołów będziemy dysponować? I co z tymi co woleli pójść na Frytki?- zmarszczył czoło mój główny dowódca.
- Frytki się nie wyklują. Są ładunkami wybuchowymi. Bezwolnymi, ale czorty wygrzebią je ze swoich ognisk. Sposób zapalenia jak u nitrogliceryny tylko efekty dość słabe. Co do liczności, to mamy wystarczająco Gryfniołów by z każdego paleniska w Smażalni wyszła pełna grupa.

***

Szkolenia rozpoczęto natychmiast, wszyscy sprytni, święci i męczennicy zostali mianowani na wyższych rangą i mieli (każdy) po pełnej jednostce.

***

Patrzyłem jak Cheruby uwijają się przy organizacji dodatkowych szkoleń. W końcu nadszedł Początek, bez Jehowy.
„Dawno, bo cztery czy pieć trylionów piruetów ziemskich temu niechcący spowodowałem wybuch. Byłem młody. Próbowałem pozbyć się mojej ciemnej strony. Tak powstał Jehowa. A ja Jahwe, doznałem roztrzasku na trzy oblicza. Ponieważ wybuch zabił wszystkich bogów dostałem ich moc i byt jako oblicze Ducha. Oblicze Ojca to moc i byt mojego Stwórcy: Czasu. Ostatnie oblicze to mój własny byt jako Losu. Ja Jestem. Jestem Losem. Jestem Jahwe Creator. Mój bliźniaczy byt Jehowa chce skraść moc i byty, które posiadam by otworzyć przejście do równoległej rzeczywistości. A to oznacza zagładę istot, które rzekłem, planety, którą rzekłem. Swiata, który powstał na jedno moje Słowo.
W równoległej rzeczywistości druga połowa bytu Jehowy jest Wszechwładcą i więzi resztę mnie. Łącząc się w cały byt zyska wystarczająco mocy by unicestwić Prawdę. Dlatego muszę zwyciężyć go tu i po drugiej stronie lustra. A gdy to zrobię bramy Edenu ponownie się otworzą a byty wewnątrz mnie odzyskają wolność i boskość. Może wtedy opowiedzą mi, co było przedtem. Przede mną.”
Wróciłem do biura, spisywać strategię. Ostatnia wojna.

***

„Drzewo Poznania Dobra i Zła”
Drzewo owocujące, w którym zamknięto ciemne strony boskich bytów, oprócz Czasu który ulokował się w Jehowie zaraz po wybuchu.
Po zjedzeniu jabłka Ewa rozpoczęła Wielki Test Woli ludzkości. Zakodował się w DNA jej i jej dzieci.
Po zjedzeniu jabłka Adam rozpoczął  Wielki Test Woli ludzkości. Zakodował się w DNA jego i jego dzieci.

***

„Jehowa Destructor”
Zła część bytu Jahwe. Posiada jednakową wartość mocy, dlatego wojnę Dobra i Zła rozstrzygną ludzie.*
Jehowa spłodził Słowem syna:  Kłamstwo.

*Dokładniej ich duchowe byty po ukończeniu osobistych Testów Woli.

***

Ugryzła wręcz łapczywie. Sok owocu ściekł z jej ust po brodzie, a całe ciało przeszył elektryczny ból, który zakodował każdą komórkę. Podała owoc mężowi.

To był początek Końca.

***

Wbiła Promień celnie. Wzięła go nie z zaskoczenia.

Miał do niej słabość, a ona była piękna. Na jej widok, jako Gryfnioła, aż upuścił kociołek i choć rozlana zupa parzyła go w kopyta przywołując do realnego stanu rzeczywistości- on uległ jej jaśnieniu. Jednocześnie fascynowała go jako niewinny byt, ale wyobraźnię drażniła wizja Johanny w równoległej rzeczywistości. Wiedział, że musi uciekać, wołać po kogoś, ale nie mógł się poruszyć. Wyszeptał jej imie i ciężko opadł na kolana. A ona wbiła Promień celnie, dokładnie w punkt zespolenia. Trucizna z jego żył trysnęła jej prosto w twarz, ściekając niczym sok zakazanego owocu.
Jego byt wciąż klęczał w zupi, oczy zastygły zaszklone. A Promień aż poczerniał od trucizny w której został zanurzony.
- Mój syn mnie pomści.- wycharczał. I zamilkł. Na zawsze.

To był początek. Początek Wieczności. Bez Jehowy. Koniec Zła.


__________________________
Krótkie, słabe. Ciekawe czy podchodzi pod bluźnierstwo? Jeśli tak, to nieumyślnie.

środa, 11 czerwca 2014

Jestem nerdem- z serii: #truf&pamiętnikowo&bzdury

W tej notce, będzie raczej nudnawo. Coś porządnego wrzucę prawdopodobnie dopiero jutro ;)

_______________________________________________________________________________________________________
Dziś przyszłam do szkoły bardzo zestresowana. Do zaliczenia miałam ogrom słówek z niemieckiego ( o h y d a )
i sprawdzian z historii. Tyle stresu o głupi pasek, do głupiego liceum, do głupiej klasy politechnicznej. 
Z niemieckim poszło gładko, chociaż to nim się bardziej denerwowałam. 

Wyluzowana siadam sobie nad sprawdzianikiem z historii - patrzę: nauczyciel dał mi jakąś inną grupę, niż wszystkim innym klasom. M A S A K R A. Nawet nie chcę się zastanawiać nad głupotami, które tam zamieściłam.

Potem przypomniało mi się, że muszę zapłacić za zdjęcia klasowe, więc udałam się do szkolnej biblioteki. A tam: NIESPODZIANKA! Nagle zauważyli że wygrałam w konkursie wiedzy o Wiedźminie jakieś cztery miesiące temu <3



Jeśli jesteś fanem Wieśka lub twórczości Jacka Piekary to śmiało, zapraszam do kontaktu ;)

sobota, 7 czerwca 2014

Kawy? cz.1

Kawy?
Raz, dwa, trzy- zaraz trupem będziesz TY.
Cztery, pięć, sześć- ciepłe serce przyjemnie jeść.
Sześć, pięć, cztery, trzy, dwa, jeden- ŚMIERĆ.

Biegłam przed siebie. W ciemność. Czemu biegnę w ciemność? Uciekam. A uciekanie w ciemność jest lepsze niż odwrócenie się i powrót w łapska tego Psychopaty. Modlę się o szybką śmierć bardziej niż o pomoc. Nie chcę żyć. Ja wariuję, mój umysł nie chce rejestrować już niczego. Atakuje mnie shizofrenia.
"Zrozumienie jest niemożliwe".


1

Zaprosił mnie na kawę. Zgodziłam się. Od dawna przyciągał moją uwagę. Był przystojny ale ostry w swoim zachowaniu. Pewny siebie i brutalny. Jego chłodne spojrzenie przebijało, kroiło na kawałki chcąc za wszelką cenę znaleźć nieistniejący skarb wewnątrz mnie. Był dokładnie taki, jakiego szukałam.
Urywki zdań, krótkie riposty o wyszukanym podtekście i westchnienia, czy błysk jego oczu- nie nazwałabym tego wszystkiego rozmową. To była walka, spontaniczne polowanie na lwa. Kto tu jest lwem?
Kto tu jest gazelą?
Nawet dotykał moich dłoni, długo i lubieżnie przyglądał się moim palcom, gładził je pieszczotliwie. Za nic nie chciałam przerwać tego kontaktu, choć wiedziałam, że właśnie wyrażam na coś zgodę. Niby niewielką, a jednak przesunęłam granicę. Och, koniec spotkania. Śpieszy się na jakieś spotkanie biznesowe. Zostawia mi swoją wizytówkę, mruczy do ucha pewne siebie ‘zobaczymy się jeszcze’ i ledwie muska ustami mój policzek.
A ja długo nie wiem, co się właśnie stało. Ot, para ludzi spotkała się na kawie. Na randce, powiedzielibyśmy zgodnie. Ona- zwykła kobieta o kasztanowych, długich za plecy włosach i niebieskich, rzadko spotykanych w tej kombinacji oczach. Dość szczupła, wysoka, choć sięgająca Jemu lekko ponad ramię. On- niezwykłej urody mężczyzna o ciemnych włosach i szarych jak stal oczach. Dbający o kondycję, pod jego opinającą koszulą wyraźnie rysowały się mięśnie.

2

Zadzwonić?
Przecież jestem kobietą, nie wypada. Nie będę mu się narzucać. Pewnie i tak nie jest zainteresowany- nasze spotkanie nie wiele może mi powiedzieć o jego nastawieniu do mnie. Pewnie właśnie pracuje, nie będę go rozpraszać. A co jak odbierze jego sekretarka? Na pewno jakąś ma. To byłoby bardzo niezręczne. ‘Tacy jak on mają często bliskie stosunki… no właśnie: stosunki ze swoimi sekretarkami’- bez powodzenia próbuję się pozbyć tej okropnej myśli.

3
Może to on zadzwoni?
Jasne, jasne. Nudzi mu się pewnie. Brakuje mu sekretarki czy co? Chuj go swędzi i tyle- oto podsumowanie całej naszej relacji. Tak, tak właśnie jest, droga Jane. Och, malutka, kochana, głupiutka Jane- jak mogłaś pomyśleć, że cokolwiek jest tu na serio? Jesteś gazelą, a on lwem, ot co. Nawet nie tak. Jesteś już martwa. Jesteś martwą gazelą, którą zabiła hiena przebrana za lwa. Przyjdzie skonsumować twoje śmierdzące strachem mięso. Jesteś padliną.

4
Jestem wyjątkowo głupiutką Jane. Jane Goldnoun. Ech, ze względu na moją głupotę, chyba skończę przedstawiać się nazwiskiem. Po co robić wstyd kochanym staruszkom. Siedzę na łóżku, zawinięta w koc i wpatruję się w telefon już drugi dzień, niemal bez przerwy. Siedzę w ciszy, słuchając własnego oddechu. Oczy pieką mnie od niepotrzebnych łez.
Nagle ciszę przerywa dźwięk nadchodzącego połączenia, ostro raniący moje uszy. Rzucam się ku telefonowi. Ale to tylko portier. Ignoruję. Nikogo u siebie nie chcę. Jestem idiotką, zakochaną w kimś kogo kompletnie nie znam. W kimś, kto wzbudza we mnie tylko złe przeczucia. W kimś, kto mnie pociąga. W kimś, kogo spojrzenia boję się bardziej od ognia. W kimś, komu pozwolę, zrobić ze sobą wszystko w zamian za nic, w zamian za…
Rozległo się pukanie do drzwi, za którymi ktoś toczył głośną choć kulturalną dyskusję. Boże, o co chodzi.
- Goldnoun, natychmiast otwórz.
Co? Znam ten głos. To On. Co On tu robi? Otwieram mieszkanie, a On zgrabnie wślizguje się do środka i zatrzaskuje za sobą drzwi na wszystkie możliwe zamki.
-Wszystko w porządku, panie Carter!- wołam do zaniepokojonego portiera przez zamknięte drzwi. Następnie pełna niedowierzania odwracam się do mojego gościa, powoli uświadamiając sobie jak właśnie wyglądam.- Dean? Co ty tu robisz?- pytam.
- Co z Tobą? Jak ty wyglądasz? Dziewczyno, stało się coś? Umarł ktoś?- najpiękniejszy mężczyzna mojego życia właśnie się o mnie troszczy. Kręcę głową, czuję, że zaczynam znów płakać. ‘Och Jane, twój mózg pochowano już dawno temu. Za późno na opłakiwanie’.- Jane, Janie.- przytula mnie.- Co się dzieje?
- Nic się nie dzieje…
- I dlatego właśnie płaczesz.- wpada mi w słowo.- Z nudy?- układa usta w ten swój nieziemski uśmiech, którym kilka dni temu mnie zabił. Nie sposób go nie odwzajemnić.

Dean Sthur pomaga mi się doprowadzić do porządku. O nic nie wypytuje, mi także nie śpieszy się do wyjaśnień jego przybycia. Wprawnie rozczesuje moje włosy, upina w wysoki kok. Myje mi plecy. Jego dłonie pieszczące moją skórę pozostawiają dotkliwy niedosyt. Nie próbuje naginać granic przyzwoitości, nie wtarga na mój teren prywatny. Doceniam to. Nie jestem w stanie myśleć teraz logicznie, nie mam siły na zastanawianie się nad poprawnością moich działań i decyzji. Jedyne co dociera do moich szarych komórek (aż za bardzo) to impulsy, cała chmara impulsów towarzyszących każdemu dotknięciu. Ponieważ co rusz dotykam mokrymi i okrytymi pianą dłońmi włosów, Dean postanawia je umyć. A potem długo i starannie je czesze, wciera odżywki i zaplata w długi warkocz. Jestem rozbita psychicznie. Czuję wręcz fizycznie brak Jego w moim życiu. Byłoby tak cudownie gdyby w nim się pojawił choćby na chwilę. Najlepiej na dłuższą, tak, hmm, mniej więcej- na zawsze. Czekam na jego dalsze poczynania, ale nagle czuję ostry ból w okolicach potylicy, ból promieniuje na tyle, że odbiera mi przytomność. Wiem tylko, że wyjątkowo niefortunnie osunęłam się ze stołka na podłogę, po tym jak ceramiczna butla na mydło przywitała tyły mojej czaszki. Wiem, bo widzę, jak owa butla leży teraz tuż przed moimi oczami. Czuję ból promieniujący wzdłuż całego tułowia, chyba mam coś z prawą ręką. Tracę ostrość widzenia. Tracę świadomość. I pamięć o ostatnich dwóch minutach.

 CDN

Prolog Ery BłęKITU

Witam w Erze BłęKITU.

Tytuł bloga oraz jego zawartość jest nawiązaniem do twórczości Pabla Picassa, ponieważ właśnie ona mnie inspiruje.

Nie obiecuję systematyczności
Nie obiecuję że ten blog nie zniknie po 3 poście
Nie obiecuję, że się Wam spodobają moje treści
Ale obiecuję tu dużo krwi i dużo przykrej miłości.

Proszę natomiast czytelników o zadeklarowanie swojej obecności w komentarzach.

Piszę opowiadania, teksty, wypracowania szkolne na zamówienie- dla własnej przyjemności.
Ewentualnego kontaktu ze mną należy szukać tutaj: http://ask.fm/Karasune